4.5.13

Patrząc na świat przez fioletowe okulary, czyli długi weekend chugowy

Cześć! :) Weekend majowy co prawda dobiega końca, ale spędziłem go w bardzo aktywny sposób! Dzisiaj opowiem tylko o pierwszych dwóch dniach (zeszła sobota i niedziela), bo mógłbym opowiadać tydzień!
Dzisiejszy post będzie raczej fotorelacją, bo mam naprawdę mnóstwo zdjęć! Nie na wszystkich jestem - niektóre to ja robiłem :)

Zeszły weekend spędziliśmy w Tatrach! Marzyłem o tym, żeby tam wrócić od naszego wakacyjnego wyjazdu do Zakopanego. Udało się. Co roku Ania wyciąga Przemka do Doliny Chochołowskiej w porze kwitnienia krokusów, z których własnie to miejsce jest znane. W tym roku udało nam się zorganizować, załatwić nocleg po znajomości (dziękujemy!) i przy okazji mieliśmy wolne, więc jak tu nie skorzystać!

Niespecjalnie przepadam za wczesnym wstawaniem, ale niestety takie cudowne wycieczki musza też mieć swoje minusy. Za to drogi były przyjemnie puste :)



Przemek znowu uczył mnie kierować!



Niedługo też zaczęły się przepiękne widoki :) Zobaczyłem Giewont! To moja ulubiona góra!





Trafiliśmy do Doliny Chochołowskiej! Rozpoczęliśmy nasz sześciogodzinny spacer w dobrych humorach i przy pięknej pogodzie!



Pierwsza łączka z krokusami trafiła się prawie od razu.






W dolince robiliśmy bardzo dużo zdjęć, nie będę wszystkich podpisywać - szło nam się bardzo miło, robiliśmy co jakiś czas przystanki a brak wody nam nie przeszkadzał - mogliśmy w każdej chwili ugasić pragnienie w strumyku, albo chociaż pomoczyć moje cztery łapki :) słońce świeciło, a my jeszcze nie wiedzieliśmy, że wrócimy opaleni!



















W końcu doszliśmy do schroniska! Nie ma to jak zasłużony kotlet po porządnym wysiłku! Nie ma też nic lepszego niż żurek w tatrzańskich schroniskach. Oczywiście skusiliśmy też tez na miejscową specjalność - deser chochołowski - szarlotkę ze śmietaną i jagodami. Mmm!


Najedzeni, jak zawsze, poczuliśmy się senni. Zrobiliśmy więc to, co wszyscy - położyliśmy się na słońcu, na zboczu pełnym krokusów i nawet nie zauważyliśmy, jak zmorzył nas sen. Po ponad godzinie obudził nas zimny wiatr, bo zaszło słońce :) Można było powoli wracać.



Trafiliśmy do samochodu i zaczęliśmy szukać naszego obiecanego domku. Nie mogliśmy uwierzyć, że trafiły nam się aż takie widoki! Spójrzcie sami:





 
(Mieszkaliśmy w pobliżu wyciągu na Butorowy, zaraz koło Gubałówki)




Drugiego dnia trochę nam się popsuła pogoda, było chłodniej, ale dalej nie padało. Postanowiliśmy, że przed powrotem do Krakowa udamy się na spacer po Dolinie Kościeliskiej.


Smutno mi było patrzeć na taką ilość zwalonych drzew...







ZDJĘCIE Z SERII: ZNAJDŹ CHUGO!




Niestety, nagle pojawiły się burzowe chmury, które wygoniły nas zarówno z doliny, jak i z Zakopanego. Po drodze odwiedziliśmy babcię i dziadka Ani (i tam porządnie się najedliśmy, gdyż wyjazd był niskobudżetowy). Można było wracać do Krakowa. Kto by pomyślał, że tyle wrażeń może nas czekać w 1.5 doby!


W drodze powrotnej tez kierowałem :)


Niestety, na miejscu zastaliśmy brzydką pogodę, tak się skończyły nasze główne przygody w czasie weekendu majowego. Mieliśmy niesamowite szczęście, że załapaliśmy się na ostatnie półtora dnia słońca! Z drugiej strony nic dziwnego - przecież ja przynoszę szczęście :)