31.3.13

Święta czy nie - jedzenie!

Cześć! Witajcie w wielkanocny wieczór! Jestem strasznie najedzony, ale jednocześnie ciągle w takim jakby jedzeniowym szale, nie mogę myśleć o niczym innym! Będę więc znowu pisał o jedzeniu - w skrócie zrecenzuję moje dwie ostatnie kulinarne przygody :)

Po pierwsze: W zeszłym tygodniu wybraliśmy się wspólnie do Galerii Kazimierz.


Nie było co się zastanawiać - tam prawie zawsze naszym celem jest Pizza Hut. Menu znam na pamięć, więc tylko do zdjęcia udawałem, że je czytam ;)


Jeśli chodzi o jedzenie, jestem otwarty i spróbowałem już chyba wszystkiego. Kompletnie inaczej jest z piciem. Nie przepuściłbym żadnej okazji do napicia się napoju bogów, czyli herbaty mrożonej o smaku cytrynowym, robionej na miejscu w Pizza Hut. To taki napój-niespodzianka, za każdym razem jest inaczej dosmakowany w zależności od tego, czy sypnie im się więcej cukru albo więcej cytryn. Niezależnie od tego zawsze, ale to zawsze jest najlepszy. Plus kupuje się go w formie dolewki, a ja nigdy nie poprzestaję na jednej szklance, mimo że jest większa ode mnie!


Jeśli chodzi o pizzę to poszaleliśmy - zamówiliśmy dużą, pół na pół naszą ulubioną carbonarę (sos śmietanowy, boczek, pieczarki, pomidorki itd) z nowością, wypatrzoną przez nas na ostatnim festiwalu pizzy. Był to przełomowy moment, bo pierwszy raz w życiu (naprawdę!) zamówiliśmy pizzę choć w kawałku bez mięsa. Naszą drugą połówką była bowiem wegetariańska "marrakesz" - i wcale nie była zła! Połączenie specjalnego ziołowego sosu, kilku rodzajów sera, suszonych pomidorów i świeżej rukoli bardzo mi smakowało, gdyby dodać odrobinę bekonu albo szynki powstałaby wręcz pizza idealna.
Wegetariański eksperyment się udał, ale nikogo oczywiście nie namawiam na takie ryzyko, bo mimo, że drugą połówką carbonary jest marrakesz, moja drugą połówką zawsze będzie mięsko :)



Zamówiliśmy pizzę dużą, więc tuż przed ostatnim kawałkiem zacząłem pękać...


...a po zjedzeniu go nie miałem siły się ruszyć z kanapy w pizzerii, prawie pękłem jak smok wawelski!


Moje przejedzenie jednak nie potrwało długo i niebawem odwiedziliśmy kolejny lokal, w którym jesteśmy znani i lubiani, i który znamy i lubimy. W makaronie przy ul. Kazimierza Wielkiego niedługo przestaną nas pytać co zamawiamy, bo przecież bierzemy prawie zawsze to samo :) Tak jak wtedy - dwie porcje carbonary na makaronie spaghetti, jedna mała, jedna średnia :) nie robiliśmy dużo zdjęć, bo czego jak czego, ale zdjęć carbonary z Makarona mamy miliony :)



Niestety z powodu brzydkiej pogody zacząłem się źle czuć, Przemek też - Ania kupiła nam chusteczki i jakieś świństwo do picia, które jednak sprawiło, że stanęliśmy na cztery nogi i powoli zaczął nam przechodzić katar :)
(post nie zawiera lokowania produktu, to nam dała pani z apteki)





Wielkanocnego obżarstwa ciąg dalszy! Biegnę zjeść trochę szynki z chrzanem, albo jakieś inne mięsko, co polecam wszystkim czytelnikom, bo godzina 22 to idealna pora na kolację :)
Smacznego i dobrej nocy życzy Chugo :)

29.3.13

Urodziny Przemka!

Kochani! Dzisiaj urodziny ma mój kochany właściciel - Przemek. Jest to dla mnie wielki dzień. Pamiętam jak dziś, kiedy to czekałem w KFC w Galerii Krakowskiej, a ktoś mnie przygarnie. Nagle pojawił się właśnie on, i jako dodatek do zestawu dziecięcego wybrał mnie - Chugo :))) To był najlepszy dzień w moim życiu, które od tamtego momentu bardzo się zmieniło.

Przemku, życzę Ci z całego psiego serduszka, żebyś był zawsze szczęśliwy jak pies - szczęśliwy jak ja! I żebyśmy przeżyli razem jeszcze dużo przygód. Zawsze będę Ci wdzięczny za to, że mnie przygarnąłeś i dlatego przygotowałem dla Ciebie zestaw urodzinowych zdjęć i obrazków, jako że obaj jesteśmy fanami kaczek i chcielibyśmy się z nimi przyjaźnić :)










Wszystkiego najlepszego! :)))

24.3.13

Chigiena Chugo :)

Cześć! :)
Postanowiłem opowiedzieć Wam, jak dbam o higienę osobistą. Wiadomo, że to ważna rzecz, ale jako że jestem jeszcze bardzo malutki, musi mi we wszystkim pomagać Przemek. Dzisiaj postanowiłem się wykąpać. Zażyczyłem sobie relaksującej kąpieli z olejkami eterycznymi :)


Przemek napuścił wody do umywalki, niby mało, ale ja i tak się bałem, że się utopię :(


Długo nie mogłem się zdecydować na skok do wody...


... dlatego najpierw zmoczyłem pół pyszczka :)


Fajnie było nasiąkać powoli wodą, robiłem się coraz cięższy i cięższy! Okazało się, że jak każdy pies, umiem świetnie pływać!


 Nie miałem jednak ochoty na pływanie i wolałem poleżeć w wodzie z pianą (używam najdroższego szamponu dla psów!).


Po wyjściu z wody byłem mokry i zaczęło mi być zimno. Zdążyłem kichnąć ze trzy razy, zanim Przemek owinął mnie moim ulubionym niebieskim ręczniczkiem ;)



Żeby się kompletnie nie przeziębić, zostałem porządnie wysuszony suszarką dla psów.


Umyłem sobie uszka (żeby lepiej słyszeć!)


Jak każdy dżentelmen ułożyłem futerko na żelu!


Następnie delikatnie spryskałem się wodą toaletową Calvin Klein. Popatrzcie, jaki jestem śliczny!



 Mam ogromna nadzieję, że wszyscy dbacie o higienę tak samo jak ja i że udowodniłem, że to nie musi być przykra sprawa - kąpiel to zawsze dobra zabawa! Jeśli ktoś się jeszcze dzisiaj nie mył, chyba nie będzie miał problemów - zawsze można pokierować się moją dzisiejszą instrukcją.
Trzymajcie się czysto! W tym tygodniu zapraszam na kolejny kulinarny post - już w przygotowaniu!
Dobranoc :)



22.3.13

Chuta szkła i IKEA

Dobry wieczór! Pora na relację z kolejnego baaaardzo ekscytującego dnia! :)
Moją przygodę z AGH rozpocząłem już dość dawno, dlatego nikt nie zdziwił się widząc, jak wsiadam rano do autokaru z resztą studentów i udaję się na kolejny wyjazd technologiczny :) Dzisiaj naszym celem była huta szkła w Jaroszowcu. Tak jak ostatnio, na miejscu nie można było robić zdjęć, pozowałem jednak przed i po zwiedzaniu. Ania mówi, że huta była super, ale spędziliśmy tam za mało czasu, żeby coś zobaczyć. Dla mnie było w sam raz, nie zdążyłem zacząć się nudzić. W zakładzie widziałem kota, który kręcił się między maszynami. Ciekawe, czy tam pracował!

Na zdjęciu ja z porannym widokiem na bibliotekę AGH


Zwiedzający zakład zobowiązani byli do zachowania się zgodnie z BHP, czyli do ubrania specjalnych butów, kasków, kamizelek ochronnych i okularów. Patrzcie, jak uroczo w tym wszystkim wyglądałem. Nie miałem tylko butów, bo wszystkie były na mnie za duże :( 




Cieszę się, że nie miałem styczności z żadnymi kwasami. Znak mówi, że mogą wypalić kawałek ręki!


Jak już mówiłem, bardzo szybko nawiązuję przyjaźnie. Międzygatunkowe, międzynarodowe i międzyrasowe! Ja jestem rasy golden, a mój nowy kolega należy do rasy żółtej. Przecież to prawie to samo! Może nauczę się szczekać w jego języku?


Zdjęcie z kominami huty zrobione zostało w biegu, bo znowu pan Łysapała był dla nas niemiły i ciągle mnie poganiał :(


Teraz czas na drugą część dzisiejszego dnia! Po powrocie z Jaroszowca byłem trochę zmęczony, ale okazało się, że to jeszcze nie koniec wrażeń zaplanowanych na ten dzień. Udaliśmy się z Anią i Przemkiem do Ikei! Jeszcze nigdy tam nie byłem, dlatego też nie wiedziałem, czego się spodziewać. Okazało się bardzo przyjemnie! Testowałem kanapy i fotele i stwierdziłem, że mógłbym to robić przez całe życie :)


Ten fotel był wyjątkowo miękki...


Widzicie moje odbicie w drzwiach szafki?


Udało mi się zmieścić między blat stołu a szybę!


Jestem sztućcem!


Tu ja pośród pluszowych warzyw :)


To właśnie w Ikei Przemek znalazł mojego najlepszego przyjaciela, Largo (więcej o nim w zakładce "o mnie")! Odwiedziłem jego braci - jesteście w stanie znaleźć mnie pomiędzy innymi golden retrieverami?


Na koniec udaliśmy się do restauracji w Ikei i miałem okazję spróbować tego, z czego to miejsce słynie - klopsików szwedzkich. Niebo w pyszczku!!! Z wyglądu przypominały moja zwykłą psią karmę, w smaku jednak były obłędne! Nie pasowała mi do nich żurawina, ale sos i frytki też były pyszne :) nie lubię warzyw, ale Ania i Przemek jakieś tam jedli. Wszyscy byliśmy zachwyceni świeżym sokiem marchewkowym za 3 złote :)




Po porządnym najedzeniu zasnąłem między zakupami i już nie pamiętam powrotu do domu... Dzień był nadzwyczaj ciekawy i bardzo jestem z siebie zadowolony! Nie mogę się doczekać kolejnego wyjazdu, kolejnych obiadów w ciekawych miejscach z moimi właścicielami ikolejnych sesji zdjęciowych!
Dzisiejszy post chciałem zadedykować osobom, które najbardziej mi kibicują w moich internetowych staraniach, czyli Justynie M., Paulinie i Marcie z Azorkiem :)

Dobranoc! :)

17.3.13

Chugo i fabryka porcelany

Jak już wspominałem dzisiaj relacja z wyjazdu z zaprzyjaźnioną grupą z AGH na pierwszy wyjazd technologiczny - do fabryki porcelany w Ćmielowie. Byłem bardzo ciekawy, jak powstała moja miska, w której dostaję wodę, więc byłem pozytywnie nastawiony na zwiedzanie... póki się nie dowiedziałem, że wyjazd jest tuż po 6 rano! Zobaczcie, jak pusto wyglądał teren uczelni o tak zabójczej porze. Był tylko jeden pan portier, który odśnieżał schody budynku pod lokomotywą.


Po drodze świetnie się bawiłem - graliśmy w państwa-miasta z Anią, Gosią, Pauliną, Agą, Justyną i Beatą. Słabo mi szło, bo nie znam zbyt wielu rzek i pierwiastków chemicznych...



...ale za to uroczo wyglądam w okularach :)


Było bardzo fajnie, dopóki nie zobaczyłem, co się dzieje za oknem - nie zrozumiałem, o co chodzi, ale wszyscy stwierdzili że prawdziwe jest powiedzenie "piździ jak w kieleckim". Wiem tylko, że jechaliśmy koło Kielc i straszliwie wiało, padał śnieg i, kiedy poszedłem obsikać oponę autobusu w czasie postoju, przeniknęło mnie takie zimno, jakiego jeszcze nigdy nie czułem. Wszyscy się bardzo martwili, jak dojedziemy, bo droga wyglądała tak jak na poniższych zdjęciach, a jechaliśmy tak wolno, że umiałbym chyba szybciej biec na moich krótkich nóżkach :(



Samo miasteczko, czyli Ćmielów, okazało się bardzo ładne, miałem nadzieję, że chociaż na chwilkę się zatrzymamy i będę mógł się rozejrzeć, ale niestety pan, którego wszyscy nazywali "Łysapała" (nie wiem, czy to jego nazwisko), kazał nam biec szybko do fabryki, zrobiliśmy tylko dwa zdjęcia w biegu.




Fabryka strasznie mi się podobała, niestety zabronili nam robić zdjęć, ale wiem już wszystko o porcelanie, o tym jak powstają naczynia i jak ważne są formy gipsowe :) chciałbym kiedyś pracować w takim miłym miejscu!
Na zdjęciu ja w sklepie z pamiątkami. Kupiłem sobie kubek w złote łosie!


Było strasznie zimno, koło domu widziałem takie sople!


Wróciłem bardzo zadowolony i pobiegłem opowiadać wszystko mojemu przyjacielowi Largo (więcej na jego temat przeczytacie w zakładce "o mnie". W ramach odpoczynku urządziliśmy sobie z Anią i Przemkiem seans filmowy w piwnicy, racząc się koktailem truskawkowym i naszym ulubionym daniem - kubełkiem z KFC 11/11 - zjadłem sam prawie cały! A potem poszedłem spać i spałem aż do tego momentu :) Uwielbiam przygody!