21.4.13

Chugo Bon Jovi i nowości w KFC!

Cześć, dobry wieczór! Jak zwykle w niedzielę, mam dla Was opowieść o moim minionym tygodniu, który obfitował w przygody! Kulinarne i nie tylko :)

Na początku tygodnia dostałem piękną skórzaną obrożę! Mówcie do mnie Chugo Bon Jovi :)))


W czwartek towarzyszyłem Ani na laboratoriach z fizyki, na zdjęciu prażymy osad BaSO4 a Gosia poza kadrem płacze, że jej nie wychodzi.


Jakże ja płakałem, że piątkowy wyjazd technologiczny był zarazem ostatnim! Bardzo się przyzwyczaiłem do tego cotygodniowego rytuału wstawania skoro świt i zwiedzania kosmicznie ciekawych miejsc. Nawet znienawidzony pan Łysapała sprawiał, że na wycieczce czuło się adrenalinę... Będę tęsknic za tymi wycieczkami!

Wycieczka numer cztery była wycieczką do Małogoszczy, koło Kielc (znowu strasznie wiał wiatr!). Zwiedzaliśmy cementownię. Znowu z powodów bezpieczeństwa zdjęcia robiliśmy sobie głównie w autobusie i nie ma na nich nic związanego z cementem, ale pomagałem Ani pisać sprawozdanie i wiem o nim wszystko! Umiem nawet wymienić pięć rodzajów cementu :)

Tym razem towarzyszył mi mój przyjaciel Nigel, z nim czuję się bezpiecznie nawet będąc daleko od domu :)

Na sali wykładowej słuchałem prezentacji o produkcji klinkieru i cementu.



Wtedy też zrobiłem sobie zdjęcie z sąsiadem z ławki, Janem (na jego prośbę, bo jestem sławny!). Mam tylu przyjaciół!


Szkoda było wracać! W autokarze Gosia pomagała mi pozować do zdjęć.


Na tym jednak nie koniec dnia! Zaczął się o piątej rano, więc po powrocie sporo go jeszcze zostało! Wreszcie spotkałem się z Przemkiem i wszyscy wspólnie udaliśmy się na rolki. Nie za dobrze wychodziło mi jeżdżenie, więc zostałem schowany do torebki, stąd brak zdjęć, ale wiedzcie, jacy byliśmy dzielni! Jeździliśmy cztery godziny! Było przepiękna pogoda i aż się chciało na zmianę okrążać Błonia i leżeć na trawce patrząc na inne psy :)

Gdy dopadł nas głód, postanowiliśmy wstąpić do małej knajpki koło Błoń, o nazwie Trattoria Pergamin. Strasznie się pomylilismy, oceniając to miejsce na podstawie wyglądu zewnetrznego. Myslałem, że kupie tu sobie małą pizzę albo zapiekankę za 8zł na papierowej tacce, a tu jakie zaskoczenie! Lokal jest niesamowicie elegancki i przeraziliśmy się, że nie będzie nas stać nawet na wodę mineralną! Ceny jednak, o dziwo, okazały się bardzo przyjazne! Nie będąc bardzo dobrze wychowanym psem, trochę się zdziwiłem, gdy dostalismy po talerzyku z oliwą i koszyk świeżo upieczonego na miejscu chleba. Nigdy nie byłem w tak eleganckim miejscu!

Niech zdjęcie łazienki przybliży Wam mniej więcej, o jakim rodzaju restauracji jest tu mowa. Wnętrza były przepiękne!


Pogodziliśmy się na wstępie, że wydamy fortunę, więc gdy zobaczyliśmy całkiem normalne, ludzkie ceny, zdecydowaliśmy się (niechcący) na najdroższą pizzę w ofercie - duża za jedyne 25zł. Pizza Parma - z szynką parmeńska, rukolą, parmezanem i dużą ilością mozarelli.
Byliśmy zachwyceni od pierwszego spojrzenia na pizzę. Nigdy, ale to nigdy nie zdarzyło mi się choćby zobaczyć na zdjęciu pizzy, na której byłoby WIĘCEJ SZYNKI NIŻ CIASTA. I to jakiej szynki! Całość rozpływała się w pyszczku. Najedliśmy się strasznie, dosyć tanio, w pięknym otoczeniu i bardzo blisko wszystkiego!

Zobaczcie, jakie cudo zjadłem :)



Po takim obiedzie ja poczułem się śpiący, więc schowałem się w torebce, a moi właściciele zanieśli mnie na miasteczko studenckie, gdzie spotkaliśmy jeszcze więcej naszych przyjaciół. Jeszcze jestem za mały, żeby pić piwo, więc nawet się nie pokazywałem, ale chyba lubię spotkania tego typu, bo było bardzo wesoło! A całe towarzystwo znałem jeszcze z wakacyjnych przygód, które systematycznie będę opisywał na blogu.

Dzisiejszy dzień, jak to niedziela, był dosyć leniwy. Udaliśmy się w trójkę na spacer brzegiem Wisły, korzystając z przepięknej pogody.



Odwiedziliśmy kładkę Bernatka, jedno z moich ulubionych miejsc w Krakowie. Tu jest tak miło! Jest to kłódkowa kładka - pary, zarówno Krakowiaków jak i turystów, wieszają tu kłódki podpisane swoimi imionami i wrzucają kluczyki do Wisły. Oczywiście Ania i Przemek 3,5 roku temu umieścili tu również swoją kłódkę, zawsze bardzo się cieszymy mogąc ją odnaleźć :) Chyba powieszę tu malutka kłódeczkę z napisem "Chugo + jedzenie" :)





Prześladowani głodem, bardzo ucieszyliśmy się na widok nowości w KFC! Przemek zamówił kanapkę double rocker, z podwójnym ogromnym kawałem kurczaka, serem, warzywami i dwoma sosami. Ania wzięła również stosunkowo nowego twistera ser-bekon, do tego kubełek frytek z naszym ulubionym sosem orientalnym. Bardzo się ucieszyliśmy, że wrócił nasz coroczny letni przysmak KFC - mojito. Wypiliśmy chyba z pięć dolewek! W końcu są za darmo :)


Czy uwierzycie, że dałem radę double rockerowi? :) Dla mniejszych głodomorów jest też kanapka rocker - mniejsza o jedno mięso.




Ta ilość jedzenia wręcz mnie przygniotła.


Ale nie na długo! Wkrótce się pozbierałem i wskoczyłem na klawiaturę, żeby napisać tego posta. Jestem bardzo dumny z tego tygodnia, zrobiłem naprawdę dużo! A przede wszystkim spędziłem dużo czasu z Anią, Przemkiem i przyjaciółmi :)


14.4.13

Dużo nowych przygód!

Witajcie!
Dawno nie pisałem, ale to nie znaczy, że w moim życiu brakowało przygód. Przeciwnie - ostatnio co chwilę mi się przydarzają! Na początku pokażę Wam zdjęcie z laboratoriów z chemii, niestety nie załapałem się na zdjęcie, gdyż nie miałem fartucha i musiałem ukrywać się w torebce Ani. Razem rozpoznaliśmy skład tych kolorowych proszków!


Kolejną wielką i jedną z moich ulubionych i najpyszniejszych przygód była właśnie ta! Z okazji urodzin Przemka wybraliśmy się w nowe miejsce - przyznam się, że jeszcze żadne nie wydawało mi się tak obiecujące. Byłem przygotowany na kulinarną adrenalinę i nie zawiodłem się! Czekało mnie dużo wrażeń.
Celem naszej podróży był Moaburger, przy Małym Rynku. Od dawna czailismy się na ich słynne, "nowozelandzkie burgery", czekaliśmy jednak na okazję, bo to miejsce należy do ekskluzywnych i na co dzień nie bardzo jesteśmy w stanie sobie na takie jedzenie pozwolić. Czy może być dla Przemka lepszy prezent na urodziny niż jedzenie? Nie może :)



Na miejscu było ogromny tłok - nie dziwię się, każdy powinien chociaz razu tutaj zjeść :) po dokonaniu zamówienia i zapłaceniu kosmicznych 50zł za dwa burgery z frytkami czekaliśmy dość długo (ze specjalną łyżką oznaczoną naszym numerkiem - łyżka jako obietnica jedzenia to świetny pomysł!). Opłacało się! Zamówiliśmy jedzenie na wynos, dlatego też na zdjęciach nie prezentuje się tak cudownie, ale musicie uwierzyć, że to naprawdę jest miejsce, gdzie burgery wygladają tak przepięknie, jak na reklamujących je zdjęciach. Spójrzcie TU - do galerii zdjęć Moaburgera. Tak, tak wyglądają na żywo!


Wnętrze prezentuje się bardzo ładnie, a na ścianach wypisane są ciekawostki o wymarłym gatunku nowozelandzkich strusi Moa.



Nie mogłem się doczekać jedzenia, więc od razu wskoczyłem do torby :)


Niestety, zgniecione w czasie długiej podróży w nieciekawych warunkach burgery nie prezentowały się już tak pięknie, ale dalej były ogromne, pełne mięsa i nieziemsko pyszne. Burger Przemka był z dodatkiem sosu BBQ, a Ani - burger z dodatkiem bekonu i sera edamskiego (były do wyboru cztery rodzaje sera). Uczta była niesamowita, a burgery, mimo że na to nie wyglądają, były tak pełne pysznych dodatków, że pokonaliśmy je w aż trzech podejściach!



Oto koniec pysznej burgerowej przygody. Pora jednak opowiedzieć kolejną, najświeższą!
Niedawno obchodziła urodziny nasza kochana koleżanka Marta. Wczoraj odbyła się impreza urodzinowa, na której spotkałem się wreszcie z moim korespondencyjnym przyjacielem, Azorkiem. Poznałem też Marzenę, która okazała się być fanką mojego bloga, mimo, że się wcześniej nie znaliśmy! :)


Jestem taki sympatyczny, że każdy chciał mieć ze mną zdjęcie :)


Azorek też nie przepuścił okazji, żeby pozować do zdjęć! To zdjęcie zrobił mój kolega Kuba :)


A tu zdjęcie z jubilatką. Wszystkiego, wszystkiego najlepszego Martusiu! :)


W tym momencie impreza dla mnie dobiegła końca, bo było tak późno, że schowałem się do torebki i poszedłem spać :) Zachowam jednak dużo dobrych wspomnień!

News prawie z ostatniej chwili - zapowiada się nowa podróż! Juz jestem niesamowicie podekscytowany :) W czerwcu jedziemy do Gdańska! Ania i Przemek kupili bilety na koncert Bon Jovi, podobno po raz pierwszy w Polsce. Ania kupiła z tej okazji skórzane spodnie!

Czekam, aż mi zrobi obrożę z ćwiekami :)