14.4.13

Dużo nowych przygód!

Witajcie!
Dawno nie pisałem, ale to nie znaczy, że w moim życiu brakowało przygód. Przeciwnie - ostatnio co chwilę mi się przydarzają! Na początku pokażę Wam zdjęcie z laboratoriów z chemii, niestety nie załapałem się na zdjęcie, gdyż nie miałem fartucha i musiałem ukrywać się w torebce Ani. Razem rozpoznaliśmy skład tych kolorowych proszków!


Kolejną wielką i jedną z moich ulubionych i najpyszniejszych przygód była właśnie ta! Z okazji urodzin Przemka wybraliśmy się w nowe miejsce - przyznam się, że jeszcze żadne nie wydawało mi się tak obiecujące. Byłem przygotowany na kulinarną adrenalinę i nie zawiodłem się! Czekało mnie dużo wrażeń.
Celem naszej podróży był Moaburger, przy Małym Rynku. Od dawna czailismy się na ich słynne, "nowozelandzkie burgery", czekaliśmy jednak na okazję, bo to miejsce należy do ekskluzywnych i na co dzień nie bardzo jesteśmy w stanie sobie na takie jedzenie pozwolić. Czy może być dla Przemka lepszy prezent na urodziny niż jedzenie? Nie może :)



Na miejscu było ogromny tłok - nie dziwię się, każdy powinien chociaz razu tutaj zjeść :) po dokonaniu zamówienia i zapłaceniu kosmicznych 50zł za dwa burgery z frytkami czekaliśmy dość długo (ze specjalną łyżką oznaczoną naszym numerkiem - łyżka jako obietnica jedzenia to świetny pomysł!). Opłacało się! Zamówiliśmy jedzenie na wynos, dlatego też na zdjęciach nie prezentuje się tak cudownie, ale musicie uwierzyć, że to naprawdę jest miejsce, gdzie burgery wygladają tak przepięknie, jak na reklamujących je zdjęciach. Spójrzcie TU - do galerii zdjęć Moaburgera. Tak, tak wyglądają na żywo!


Wnętrze prezentuje się bardzo ładnie, a na ścianach wypisane są ciekawostki o wymarłym gatunku nowozelandzkich strusi Moa.



Nie mogłem się doczekać jedzenia, więc od razu wskoczyłem do torby :)


Niestety, zgniecione w czasie długiej podróży w nieciekawych warunkach burgery nie prezentowały się już tak pięknie, ale dalej były ogromne, pełne mięsa i nieziemsko pyszne. Burger Przemka był z dodatkiem sosu BBQ, a Ani - burger z dodatkiem bekonu i sera edamskiego (były do wyboru cztery rodzaje sera). Uczta była niesamowita, a burgery, mimo że na to nie wyglądają, były tak pełne pysznych dodatków, że pokonaliśmy je w aż trzech podejściach!



Oto koniec pysznej burgerowej przygody. Pora jednak opowiedzieć kolejną, najświeższą!
Niedawno obchodziła urodziny nasza kochana koleżanka Marta. Wczoraj odbyła się impreza urodzinowa, na której spotkałem się wreszcie z moim korespondencyjnym przyjacielem, Azorkiem. Poznałem też Marzenę, która okazała się być fanką mojego bloga, mimo, że się wcześniej nie znaliśmy! :)


Jestem taki sympatyczny, że każdy chciał mieć ze mną zdjęcie :)


Azorek też nie przepuścił okazji, żeby pozować do zdjęć! To zdjęcie zrobił mój kolega Kuba :)


A tu zdjęcie z jubilatką. Wszystkiego, wszystkiego najlepszego Martusiu! :)


W tym momencie impreza dla mnie dobiegła końca, bo było tak późno, że schowałem się do torebki i poszedłem spać :) Zachowam jednak dużo dobrych wspomnień!

News prawie z ostatniej chwili - zapowiada się nowa podróż! Juz jestem niesamowicie podekscytowany :) W czerwcu jedziemy do Gdańska! Ania i Przemek kupili bilety na koncert Bon Jovi, podobno po raz pierwszy w Polsce. Ania kupiła z tej okazji skórzane spodnie!

Czekam, aż mi zrobi obrożę z ćwiekami :)


2 komentarze:

  1. Hau! Impreza była hauczna, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  2. Hau! Bracie! Wiesz, że kiedy kulturalnie opalałem się na słoneczku, całkiem przypadkiem znalazł mnie jakiś rudzielec? I powiedział, że Cię poznał! Szukałem Cię od długiego czasu, ale nigdzie Cię nie było! Gdzie podziewałeś się tyle czasu? Ja rozumiem, że jesteś bardzo zajęty i ciągle w podróży... ale mogłeś dać bratu znak życia!

    P.S. jeśli nie wiesz kim jestem spójrz tutaj:
    http://i45.tinypic.com/1zwk7rt.jpg

    OdpowiedzUsuń