9.3.13

Latać każdy pies może

Czas na wspomnienia! Dzisiaj opiszę wakacyjny wyjazd z Anią i Przemkiem do Poznania.
Często słyszę, że Przemek puszcza w naszym pokoju jakąś głośną muzykę, ale my - psy nie za bardzo rozróżniamy od siebie melodie. Dlatego byłem zaskoczony kiedy opowiedzieli mi, że jest jakiś zespół, który Przemek wyjątkowo bardzo lubi i właśnie ten zespół ma być niedługo w Poznaniu! A to oznaczało, że musimy wtedy być tam i my. Podróż miała być krótka, ale zrobiliśmy wszystko, żeby nie była nudna! Kiedy mamy do wyboru jazdę pociągiem i lot samolotem w jednakowej cenie, oczywistym jest, co wybieramy :) Szkoda tylko, że musieliśmy wstać o 5 rano - przespałem całą drogę na lotnisko! Moja obecność była miłą niespodzianką dla Ani, która nie wiedziała, że będę uczestniczył w wycieczce. Nie miałem przecież biletu! Na szczęście udało mi się ukryć między bagażami i uniknąłem kary. Lot był niesamowicie ciekawy! 



Na lotnisku zjedliśmy pyszną jajecznicę i postanowiliśmy pozwiedzać Poznań. Ania była zachwycona, kiedy znaleźliśmy ulicę Roosevelta i kamienicę nr 5, gdzie toczy się akcja cyklu książek Małgorzaty Musierowicz "Jeżycjada". Też bardzo lubię te książki :)



Na rynku podziwialiśmy piękne kamieniczki (ale nie aż tak jak nasze krakowskie), słynne koziołki i rogale marcińskie. Wypiłem herbatę, obsikałem hydrant i wróciliśmy na chwilę do hotelu.





W drodze na koncert przejechaliśmy obok stadionu narodowego! Nie wyglądał tak ładnie jak w telewizji...


To, co w koncercie podobało mi się najbardziej, to dekoracje - zespół zażyczył sobie udekorowania całej sceny kwiatami, każdy też mógł mieć wkład w ozdabianie sceny. Reszta wspomnień z koncertu to dla mnie przerażające sceny, wrzaski i krzyki, a dodatkowo strach, że zgubię się z tym straszliwym tłumie. Ania mnie rozumiała i też nie czuła się komfortowo, znaleźliśmy sobie miejsce za dwoma ogromnymi panami, którzy wyjątkowo nie podskakiwali jak opętani, co chroniło moje psie uszka i zwichniętą od kopniaków glanami nogę Ani. Przemek był zachwycony koncertem i tym, jak blisko sceny udało nam się znaleźć. Ten to ma stopy i uszy ze stali! W drodze powrotnej zrobiło mi się głupio, bo wyglądało na to, że cały Poznań, łącznie z moimi właścicielami i taksówkarzem(!) ma na sobie koszulki Faith No More, a ja nie miałem. Muszę sobie kupić.


Jezioro Malta i tłum zbierający się kilka godzin przed koncertem.




Bardzo zmęczeni poszliśmy spać a następnego dnia o świcie czekał nas samolot powrotny. Niby dwa dni, a pełne wrażeń! A to dopiero 4 lipca! Prawie całe wakacje były jeszcze przed nami... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz